Miałam opisać moją długą historię, o tym, że poznałam P., że zmieniło się tak wiele odkąd przelewałam swoje gorzkie żale tutaj ( na starym blogu), ale już w tym roku przeżyłam tyle, że najgorszemu wrogowi nie życzyłabym tego...
W skrócie... od kilku miesięcy odczuwałam ból w lewej nodze, ból był dokuczliwy, ale znośny na tyle, by go lekceważyć. Do czasu. W maju, przed urlopem jeszcze wybrałam się do ortopedy, opisując mój problem. Ten stwierdził, że to kręgosłup i zlecił MRI odc. lędźwiowego, broń Boże rtg bolącej nogi. Kilka miesięcy oczekiwania na MRI, w tym czasie urlop w górach i coraz bardziej dokuczający ból. Listopad-popołudnie, na pierwsze piętro wchodzę godzinę, ból nogi taki, że chce się wyć. Wizyta u neurologa, L4 na tydzień, tabletki. Dupa...Ból ten sam, wizyta u ortopedy, rtg- złamanie kości udowej...Zonk. Leczenie? Farmakologiczne, Protelos. Styczeń- kość się nie zrosła. Zastrzyk- Prolia 60.Lekarz każe chodzić na bieżnię, mimo złamania...WTF??? Prolia, jak się okaże- moje przekleństwo.Po tygodniu dostaję pierwszego ataku tężyczki, szok,karetka, SOR, noc na kroplówkach.Dwa dni później atak kolejny, dużo bardziej bolesny, po którym robią mi się przemieszczenia...Cztery dni na SOR-ze, powtórka z rozrywki. Półtorej tygodnia spokoju, trzeci atak. KOR. Trzy tygodnie w szpitalu. Osteoporoza, złamania są też w miednicy, kości łonowe, kulszowe, czy coś. Nigdy nie powinnam dostać zastrzyku z Prolii, nie mając problemy z wapniem, ortopedzie mówiłam o chorobie...Działanie pół roku...Decyzja o operacji. Oddział ortopedii,zgody podpisane, ale...operacja odłożona w czasie...W czwartek dowiem się, co dalej.
Dziękuję, jeśli ktokolwiek to doczytał. Jestem na kilkumiesięcznym zwolnieniu, którego mam już dość, mam dość bieganiny po ZUS-ach, bo oczywiście dwa razy już mnie kontrolowali, nie mam po co wracać do swojej pracy, nie wiem, co dalej...Pół roku wyjęte z życiorysu.
Następny wpis obiecuję, nie będzie TYLKO o chorobie:)