czwartek, 11 kwietnia 2013

Złudne nadzieje...

Byłam dziś u ortopedy. Niestety, kość się sama nie zrośnie. Niezbędna jest operacja. A byłam tak pełna wiary w to, że się zrasta i jest coraz lepiej. Nadzieje umarły, myśli o wyjeździe gdzieś odleciały...
Muszę jeszcze coś podleczyć i potem umówić się na termin operacji.
Źle mi z tą myślą. Tak chciałam uniknąć tej operacji...
I tak jest za każdym razem, gdy z jednej strony los się do mnie uśmiechnie i zaczynam coś planować, dostaję obuchem w głowę. To już zaczyna być nudne.

wtorek, 9 kwietnia 2013

Czuję wiosnę jak nic! Idzie nowe...powoli...

Wreszcie czuć wiosnę! Moja ulubiona pora roku...Nie wiem czemu,ale akumulatorki od razu doładowane. Chciałoby się coś robić, działać... Poczekam z tym jednak do czwartku, dowiem się wtedy, w jakim stanie jest moja noga- czuję, że lepszym, naprawdę w końcu czuję poprawę! I wtedy pewnie zacznę...szukać pracy. Moja pracodawczyni nie czeka na mnie niecierpliwie, wręcz myślę, że wypowiedzenie gdzieś leży w szufladzie i czeka tylko na datę. Kiedy zaczęły się moje problemy zdrowotne usłyszałam, że "nieźle ich urządziłam", z każdym kolejnym zwolnieniem stosunek się ochładzał, mój P. zabrał zresztą moje rzeczy ( kilka prywatnych książek językowych) stamtąd, choć usłyszałam, że "powinnam to zostawić jako dar dla przedszkola". No żesz...Przykro tak, ale sporo też nerwów tam straciłam. Będzie lepiej...choć rozpoczynanie od nowa wszystkiego nie należy do najłatwiejszych wyzwań.
Teraz...chciałabym gdzieś wyjechać z P. Zostawić wszystko, wszystkich, uciec choć na chwilę, we dwoje...

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Pół roku mi ktoś...ukradł

Miałam opisać moją długą historię, o tym, że poznałam P., że zmieniło się tak wiele odkąd przelewałam swoje gorzkie żale tutaj ( na starym blogu), ale już w tym roku przeżyłam tyle, że najgorszemu wrogowi nie życzyłabym tego...
W skrócie... od kilku miesięcy odczuwałam ból w lewej nodze, ból był dokuczliwy, ale znośny na tyle, by go lekceważyć. Do czasu. W maju, przed urlopem jeszcze wybrałam się do ortopedy, opisując mój problem. Ten stwierdził, że to kręgosłup i zlecił MRI odc. lędźwiowego, broń Boże rtg bolącej nogi. Kilka miesięcy oczekiwania na MRI, w tym czasie urlop w górach i coraz bardziej dokuczający ból. Listopad-popołudnie, na pierwsze piętro wchodzę godzinę, ból nogi taki, że chce się wyć. Wizyta u neurologa, L4 na tydzień, tabletki. Dupa...Ból ten sam, wizyta u ortopedy, rtg- złamanie kości udowej...Zonk. Leczenie? Farmakologiczne, Protelos. Styczeń- kość się nie zrosła. Zastrzyk- Prolia 60.Lekarz każe chodzić na bieżnię, mimo złamania...WTF??? Prolia, jak się okaże- moje przekleństwo.Po tygodniu dostaję pierwszego ataku tężyczki, szok,karetka, SOR, noc na kroplówkach.Dwa dni później atak kolejny, dużo bardziej bolesny, po którym robią mi się przemieszczenia...Cztery dni na SOR-ze, powtórka z rozrywki. Półtorej tygodnia spokoju, trzeci atak. KOR. Trzy tygodnie w szpitalu. Osteoporoza, złamania są też w miednicy, kości łonowe, kulszowe, czy coś. Nigdy nie powinnam dostać zastrzyku z Prolii,  nie mając problemy z wapniem, ortopedzie mówiłam o chorobie...Działanie pół roku...Decyzja o operacji. Oddział ortopedii,zgody podpisane, ale...operacja odłożona w czasie...W czwartek dowiem się, co dalej.
Dziękuję, jeśli ktokolwiek to doczytał. Jestem na kilkumiesięcznym zwolnieniu, którego mam już dość, mam dość bieganiny po ZUS-ach, bo oczywiście dwa razy już mnie kontrolowali, nie mam po co wracać do swojej pracy, nie wiem, co dalej...Pół roku wyjęte z życiorysu.
Następny wpis obiecuję, nie będzie TYLKO o chorobie:)