wtorek, 21 października 2014

Kolejny powrót

Wracam i wracam, jakoś mi to nie wychodzi. Muszę znaleźć w sobie znów tę chęć, ten zapał...
Sinusoida wciąż trwa. Wzloty, upadki. Wszystko jednak odkładam na bok. Teraz najważniejsza jest mama, walczymy od maja, właśnie skończyła chemię i ...gromy cisną się na usta, pacjent zostaje z problemem sam, nawet nie jest do końca pokierowany, co, gdzie...Czekamy na wizytę u onkologa, potem znów czekanie na TK i wynik...Na niczym nie skupiam się tak bardzo, niczemu tak się nie poświęcam, byle tę walkę wygrać!!

Ja przeszłam rehabilitację i czekam na wizytę u ortopedy, nawet nie wiem, czy się zrastam, czy nie, czy gwoździk coś dał...

Chciałabym wrócić do pracy, wiadomo, że nie do poprzedniej, nawet rozważam pracę w innej branży, ale...jest ten moment, że nie wiadomo, co dalej, a na razie mama czasem nie ma siły sama wyjść z domu, odkładam tę dezycję na lepsze jutro..

Co do P.- nie mamy kontaktu, poprosiłam go o pewną rzecz, którą dostarczył moim znajomym ( mnie nie było w domu, a nawet nie zapytał, czy podrzucić tego mojej mamie), Rzecz ta wyglądała, jak wyjęta po kilku latach z piwnicy, brak słów, nie wiem, czy sam to pakował, czy jego nowa partnerka, ale dobrze to nie świadczy o Nim. I cóż jeszcze powiedzieć, musiał minąć rok, ponad nawet, bym na wiele spraw spojrzała krytycznym okiem, Marta- miałaś tak wiele racji..., Magda -czas rzeczywiście pomógł.

Tyle "nowego" u mnie, postaram się być bardziej systematyczna, chciałabym...

Dziękuję, jeśli ktokolwiek to przeczytał. :)

sobota, 16 sierpnia 2014

Przegięłam

Patrząc na datę poprzedniego postu, nawet nie napiszę, że jestem w blogowaniu niesystematyczna...
Myślę, że zainteresowane wiedzą, co u mnie, ale od początku...
Naprawiono mnie w końcu :) Jestem teraz nie tylko kobietą z tatuażem, ale i z kilkoma nowymi bliznami, wmawiam sobie,że są sexy :) Czeka mnie jeszcze rehabilitacja, ale jest póki co ok.
Za wesoło i za dobrze nie może jednak u mnie być zbyt długo...Okazało się, że moja mama ma nowotwór III stopnia, jest po operacji, jutro ma trzeci cykl chemii, łącznie będzie sześć, potem prawdopodobna radioterapia...Chyba dlatego jest mnie mało i na Fb i na blogu, chwytam każdy dzień, została mi tylko ona i "siostra", której zresztą życie udało mi się uratować pod koniec maja, pierwszy raz w życiu tak się bałam, pierwszy raz tak dosłownie jej życie wisiało na włosku...
Co do P., bo może któraś będzie ciekawa- chciałabym o Nim zapomnieć, jeszcze nie całkiem się udalo, jeszcze myślę, czasem śnię, czasem mi smutno..On dzwoni mniej więcej raz w miesiącu, proponując spotkanie itp, zdziwiony, że nie wykazuję zbytniego entuzjazmu...Może już nie umiem? Może już nie zasługuje na mój entuzjazm?
Wiecie, co wydarzyło się u mnie w ciągu dwóch lat, dokładając jeszcze do tego mamy chorobę...Naprawdę mam wrażenie, że czasem dochodzę do ściany, że już nie dam rady, że jest tego zbyt dużo, w zbyt krótkim czasie, że tak się przecież nie może wszystko sypać. Staram się cieszyć każdym drobiazgiem, ale coraz częściej myślę o tym, że potrzebuję pomocy, że moje barki już się uginają....
Dziękuję, jeśli ktoś wytrzymał do końca..:)

poniedziałek, 24 marca 2014

Przychodzi taki moment

Przychodzi taki moment, kiedy człowiek zaczyna leczyć się z miłości. Myślałam, że to jest niemożliwe. Bałam się, że miłość nigdy nie odejdzie, a powinna, bo ta szkodzi. Jednak, kiedy druga osoba, która była Ci najbliższą na świecie, zaczyna robić z Ciebie jakiegoś półmózga, czy szanuje Cię tak, jak dziecko szanuje starą, zepsutą zabawkę, to ten ból zaczyna przechodzić w złość, w taki ból, na który już nie można sobie pozwolić, bo straciłoby się szacunek do samej siebie, bo ze złością i obrzydzeniem patrzałabym na siebie w lustrze...


środa, 19 marca 2014

Od jutra przerwa...

Idę jutro do szpitala. Nie odzywałam się, bo trafiłam po drodze na trzy dni intensywnego nadzoru kardiologicznego :( Mam nadzieję, że w piątek złożą mnie w całość porządnie. Trzymajcie kciuki! 

poniedziałek, 10 marca 2014

Czasem czas za szybko gna


Przygotowania do operacji trwają, co oznacza dla mnie "bieganie" po lekarzach, internista, immunolog, dermatolog, ostatnio kardiolog. I tu nasuwają mi się same przekleństwa. Kardiolog nie chce dopuścić mnie do operacji, bo obraz echa serca jest niewyraźny ( z racji starego sprzętu), ja nie przyniosłam badań nerkowych itp itd..., a do kardiologa dostać się na wizytę, to niestety w Gdańsku niełatwe, póki co mam zlecony holter ekg...

Poza tym biegam też po ZUS-ie, potrzebuję różnych dokumentów, począwszy od uczelni, na byłym pracodawcy kończąc, tu wiadomo- pojawiają się schody, bo moja była szefowa, nawet kiedy nią była, stawała okoniem do potrzeb pracowników, a co dopiero teraz...

Kłody, same kłody...

P. się odezwał. Nawet nie wiem, czy powinnam o tym myśleć, mówić, sprzeczne informacje, serce znów drga nie tak, jak powinno...Nawet P. się przyznaje, że coś go do mnie ciągnie, ale ...ale zachowuje się tak, jakby to było złe, jakby trafił nam się zakazany owoc, romans...A wydawałoby się, że kiedy ludzie sa wolni, to nic nie stoi na przeszkodzie...Nie potrafię zrozumieć mężczyzn, a mam wrażenie, że im bliżej są czterdziestki, tym gorzej....Nie wiem, co robić. Tradycyjnie już, i chciałabym...i boję się...

Przygotowana jestem do zabiegu przynajmniej fizycznie- dresy, trampki, mogę śmigać o kulach, a na pierwszych kilka dni stos książek...Byle było po wszystkim już...


czwartek, 13 lutego 2014

Czas leci

Myślę, że nie stało się nic, myślę, że nie stało się nic- mogłabym zaśpiewać, jak Gawliński, czas leci i nie dzieje się nic. Każdy dzień upływa mi na tym samym- jakieś spożywcze zakupy, spacer,gotowanie, sprzątanie, krzyżówki, spacery i zabawy z psiakiem...Nic poza tym, szału można dostać!!

Co do jedzenia- hm...jem rzeczy, o które kilka lat temu bym się nie podejrzewała, że z taką ochotą będę je jeść- sery, warzywa, kisielki i owoce ( owoce to lubiłam zawsze akurat). Wpierdzielam kiszonki, zagryzam camembertem najczęściej, czasem śledź...Nie- w ciąży nie jestem :) ( Choć zawroty głowy wciąż męczą od jakiś dwóch tygodni..., ale nie mam siły się tym zająć, minie...

Wypożyczyłam tym razem P.Pezzelli " Dom w Italii", D.Orszulewski "Ostatni tramwaj dla śpiących za miastem" i A.Pitcher " Moja siostra mieszka na kominku". Zaczytam się w lekturze zapewne jutro w walentynki, no bo cóź innego robić...Korci mnie, żeby wysłać mailem walentynkę do P. ( z własnym tworem rzecz jasna, ale wciąż nie wiem, czy to zrobić, czy nie....)

Tak więc plany na jutrzejsze walentynki są takie- książka, herbata, w przerwie dobry film, a w tle zapach kominku. I może sałatkę grecką zrobię, tak za mną chodzi...:)

W sobotę chyba idę do pracy na dzień, dwa, dorywczo, przyda się grosz.

Zastanawiam się też nad zrobieniem kilku bransoletek, u mnie na ulicy jest sklep Koralium, więc można oczy nacieszyć i wybrać coś ciekawego.

W poniedziałek okulista i do marca spokój z lekarzami. Tfu tfu- mam nadzieję! :)

czwartek, 6 lutego 2014

Malutki krok do przodu

Dziś za mną wizyta u immunologa. Coraz bardziej gotowa jestem do zabiegu, ale "cykor" nie mija, zwłaszcza, że teraz funkcjonuję bez kul, a po zabiegu powtórka z rozrywki.

Wciąż jestem "lekko przeziębiona" i coś wychorować się nie mogę, a powinnam - w marcu zamierzam być zdrowa, jak ryba, zwarta i gotowa...

Korzystając z rad Ju, zamierzam jeszcze leniuchować, bo potem biorę się ostro za siebie, rehabilitacja i wreszcie upragniony powrót do formy, podobno zajmuje to około pół roku po zabiegu...

Poza tym takie nudy raczej, czytam, rozwiązuję krzyżówki wręcz hurtowo i spaceruję z psiakiem, spędzam czas z sis, kiedy nie jest w pracy i staram się nie myśleć o P. ( czasem się udaje:) , który z miesiąc jeszcze pewnie posiedzi za granicą. A potem...sprawdzi się to, co ciągle mi powtarzał- czas pokaże, czy odezwie się do mnie, czy nie.

Luty zapowiada się dość spokojnie, już nie mam żadnych planowanych wizyt, jeszcze w marcu pozostaje mi wizyta u nefrologa i kardiologa. Śmieję się już, że jeszcze tylko do psychiatry nie chodzę..., choć to taki śmiech...Był czas, że byłam blisko wizyty u psychologa, to żaden wstyd, nie zawsze wszystko da się udźwignąć...Ale wierzę i bardzo chcę, by było już tylko lepiej!! 

wtorek, 4 lutego 2014

Wracam !!

Jestem. Przyznam szczerze, że goście zmyli się jeszcze w zeszłym tygodniu, ale...przez weekend musiałam odpocząć po nich...:) Tak, przyznam, jeden gość- córka mojego kuzyna baaardzo męcząca nastolatka, i uwierzcie mi, przez tyle lat pracując na codzień z trzydziestką dzieci, nie byłam nigdy tak psychicznie zmęczona...Nijak nie pasuje tu "gość w dom, Bóg w dom", byłam zmęczona, wszędzie dookoła syf, marudzenie, mogłabym wiele pisać, ale krótko mówiąc- nie lubię chlewu i męczących ludzi, miałam przypilnować, by młoda każdego dnia robiła zadania z matmy, ale wybaczcie, na cuda to ja potrzebuję więcej czasu...

Goście pojechali, odpoczęłam po ich wizycie, dokończyłam Picoult i  "Jedenaście godzin".

W domu wszystko zaczyna się psuć, los samotnej kobiety jest ciężki w tej kwestii...

Co do P. radziłam sobie doskonale, czasem jakaś myśl mnie wieczorkiem naszła, ale było ok, aż do dnia, gdy postanowiłam wypróbować masło do ciała, które dostałam od kuzynki na urodziny. Wysmarowałam się cała, po czym przeryczałam ponad pół godziny...Pachniałam dokładnie, jak P. po goleniu, nawet etykietkę całą przeczytałam, czy przypadkiem to nie jakiś męski zapach...Wróciły myśli, wróciły wspomnienia...
Co to będzie, gdy wróci...

Czeka mnie jeszcze przed zabiegiem wizyta u kardiologa. Najprawdopodobniej będę miała znieczulenie miejscowe. Coraz częściej myślę o zabiegu, lekki cykor jest, nie powiem. No i do okulisty się wybieram, bo od dłuższego czasu łzawię non stop z lewego oka, nawet się przestałam malować prawie, dość uciążliwe to jest...

Finansowo kicha, a będzie jeszcze gorzej. Dam radę, kto, jak nie ja.

Tyle chyba u mnie, wróciłam już do Was, będę tu :)

sobota, 25 stycznia 2014

Przerwa

Goście przyjeżdżają wcześniej. Nie będzie mnie może, albo będę rzadko. Jestem zła, bo przyjeżdżają przed końcem miesiąca, samochodem z resztą, żeby zaoszczędzić na pociągu. Pytanie- czy mam kasę, by ich ugościć? Nie chce mi się gadać o tym.

Następnym razem się rozpiszę.
Znikam.

czwartek, 23 stycznia 2014

Zbliża się kryzys

Czuję, że jest gorzej, z niepisaniem, nie odzywaniem się, brak mi kontaktów, tego, że każdą emocję mogłam szybko podzielić z P. Do d...taki eksperyment!! Coraz częściej myślę, choć to dopiero dwa tygodnie
 i staram się mieć coraz to nowe zajęcia, mieszkanie zaczyna wyglądać lepiej niż po teście białej rękawiczki :P Pozbywam się wszystkiego, co zbędne, zrzucam ciężar, ale jakoś gorzej z tym, co mam na sercu...
Nie mam pojęcia, co będę robić, jak ogarnę dwa pokoje, które mi zostały...
Na razie trzyma mnie myśl, że w sobotę goście, w niedzielę zapewne też, a w przyszłym tygodniu kolejni..., ale ferie się skończą, a P. jak nie ma, tak nie będzie...Wiem, że zaczynam marudzić, ale smutno mi po prostu, i choć staram się wyszukiwać Jego wady, to zawsze na miejsce takiej znajdzie się kilka rzeczy, które przeważają szalę, zawsze bilans wychodzi na plus...

Od jutra mają być potworne mrozy, na ulicach miasta mają pojawić się koksowniki, mam nadzieję, że aż tak źle nie będzie...Brr...

środa, 22 stycznia 2014

Dzień Babci i Dziadka

Dni te minęły inaczej niż zwykle..., dziwnie tak, bo przy tej okazji spotykaliśmy się też z innymi..Oczywiście, byłam z wizytą i powiem Wam, taki przykry widok, największy cmentarz w Gdańsku, a jak popatrzałam tyle pustych grobów, śniegiem zasypane przejścia, przykre, że nie odwiedza się dziadków, choćby tak symbolicznie...

Zmarzłam niemiłosiernie, ale to też moja wina, bo zamiast najcieplejszych kozaków, założyłąm takie tam, do biegania po mieście.., oby mi to bokiem nie wyszło.

Poza cmentarzem, który w sumie zajął trochę czasu, nic ciekawego- chińczyk i książka...

A, oglądając kabaret z Mariolką i skecz z nowym chłopakiem, co to dziewczynę zaprasza do Mc'a, przypomniała nam się historia sprzed lat (ale się mama uśmiała). Dawno dawno temu, poszłyśmy z sis do Maca, ona zaproponowała Wieśmaca ( bo nigdy nie jadłyśmy), no- spróbować zawsze można..I podchodząc do kasjerki złożyła zamówienie " Dzień dobry, poproszę dwa Mac Wieśniaki". Taaak, dobrze czytacie...:) A dziś poczułam zapach w/w żarełka na przystanku i powiem Wam, że ( co rzadko mi się zdarza na zapachy kulinarne) zemdliło mnie...oj...czułam ten zapach długo i było mi niedobrze...

Poza tym wyjęłyśmy z sis z piwnicy monopol i szachy, no to teraz czekać na rodzinkę i dawaj...:)

wtorek, 21 stycznia 2014

Tornado :)

Tornado to ja, power mnie nie opuszcza, nie wiem, o co chodzi, bo ogólnie nie czuję się jeszcze najlepiej, zwlekam z tymi badaniami, ale jak wpadam w szał sprzątania, to PPD to mały Pikuś przy mnie, niedługo podwyższą nam stawkę za wywóz śmieci, tak ilość wzrasta z dnia na dzień..:P Wychodzę z założenia, że jak posprzątam tak po całości swoje otoczenie, będzie mi łatwiej uporządkować swoje zbyt pogmatwane życie.

W ciągu dnia mało myślę o P., aż dziwne, czasem w związku z jakimiś przedmiotami nachodzą mnie wspomnienia, ale jest w miarę ok. Gorzej wieczorem, kiedy zasiadam do komputera. A tak w ogóle- ograniczyłam czas poświęcony sieci, od kilku dni pojawiam się tylko wieczorami online. Jest mi z tym lepiej, ale jak widzę zieloną kropeczkę przy jego nazwisku...Wchodzę na jego profil i dziwię się, że nic nie udostępnia, nic nie komentuje, ba- oczywiście zastanawiam się, czy akurat nie czatuje z tą nowo poznaną...Ech...Serce...

Sis ma takie zmiany w pracy, że wieczorkami gramy w trójkę albo w scrabble, albo w chińczyka. Czasem jest taki domowy spokój...dziwny.., ale najdziwniejsze jest to, że kiedy gdzieś wychodzę, nie muszę się spieszyć, patrzyć na zegarek, myśleć o porach karmienia babci itp. To jest dziwne, prawie pół roku minęło, a nie mogę się przyzwyczaić...

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Porządków cz.1 :)

Kiepska noc za mną, nie mogłam zasnąć, ale to pal licho, mam kiedy odespać..., ale te sny...Zaczynają mnie naprawdę zastanawiać..Mam je bardzo często i takie..., że nie jeden psychiatra mógłby pracę napisać...

Po przebudzeniu wzięłam się za porządki, fruwało, leciało, worki pełne, a to dopiero jedna szafka...No, w sumie dwie, bo wszelkie talerze, talerzyczki, talerzunie są w jednym miejscu, pięknie, harmonijnie (hm...obsesyjnie pedantycznie??) ułożone :)

Wczoraj wyszłam na chwilę z domu, z sis i psem i katar gorszy niż był. Trudno, w tym tygodniu muszę zrobić badania.

Wieczorkiem relaksik z mamą i sis- scrabble.

W sobotę chyba goście się zapowiadają. Będzie ciekawie.

O P. myślę, żeby nie było..Korci, jak diabli, ale staram się być twarda...

niedziela, 19 stycznia 2014

Rodzinka czasem przyprawia o ból głowy ;)

Spokojny dzień w miarę, dość leniwe popołudnie, gra w scrabble, tv, herbatki itp

Wieczór gorszy. Sis były ( chyba były) najpierw puścił jej mega wiązankę ( podchodzącą pod paragraf, jak nic), potem ona dyskutowała z nim telefonicznie, tłumaczyła z tego, co robi/ robiła..No...kurczę, nawet jeśli jej zależy, nawet jeśli jest zaangażowana uczuciowo...kurczę, trochę szacunku do samej siebie...Nie mogę jej tego nauczyć, szkoda, bo wolałabym, żeby życie jej tego nie uczyło, ale niestety, jajko mądrzejsze od kury...

Na jutro zaplanowałam mega porządki, pozbywanie się tego, co mi niepotrzebne ( czytaj nieładne, niepraktyczne i rzeczy które nie są pamiątką wywalam, totalnie!!!). Zajrzałam do starego biurka ( nieużywanego), ileż tam niepotrzebnych papierzysk, a ileż nienoszonych ciuchów w szafie...!!! Ten zapał oznacza dwie rzeczy- zdrowieję :) i zbliża się okres...( czytaj siostra nie zostanie chrzestną...).

P. milczy, ja milczę, jestem coraz rzadziej na Fb, a dziś jakby czekał, czy się pojawię, bo jak weszłam, to po chwili zniknął..A niech się pomartwi...Niech się zastanowi, czy wszystko u mnie ok, czy tfu tfu nic się nie dzieje..
Widzę, że mogę żyć bez jego obecności...Nie jest łatwo, czasem chce się wyć, ale jednak się da...

sobota, 18 stycznia 2014

Sobotnio, hm...rodzinnie

No i musiałam się odezwać do P. Jego sąsiadka, która ma mój nr wydzwaniała i wypisywała sms-y od rana, żebym jej dała numer P., bo to chodzi o mieszkanie. Ja oczywiście pierwsze co, to myśl- pożar, zalanie, kradzieź. Napisałam do niego wiadomość, że ona chce nr, że mieszkanie...Odpowiedź "Podaj.". Po czym ona mi pisze, że to nie jest pilne, ale jakbym z nim rozmawiała, to mam powiedzieć, że chciałaby się z nim zamienić na mieszkania, więc napisałam mu jej nr z dopiskiem, że nie wiem, czy jest trzeźwa. No żesz k...jego mać, udusiłabym ją...

Odezwała się do mnie koleżanka ze szpitala. To miłe:)

Grałyśmy dziś z sis i mamą w scrabble.Miły wieczór:) Szkoda, że popsuł go były mojej sis ( z ciemną przeszłością), ale przemilczę, co i jak...

Mam dość chorowania i siedzenia na tyłku!!

Miłej niedzieli :)

piątek, 17 stycznia 2014

H jak hazard domowy

Wciągnęłyśmy się z siostrą w chińczyka :) Ba, przypomniało się nam, że jeszcze są i warcaby i monopol
i scrabble..Czekamy teraz na wolny jakiś weekend sis, żeby zrobić maraton gier :) Wszystkie gry na stół, dobre przekąski, jakieś piwko, czy coś i fajny rodzinny weekend :)  Nie wiem, jeszcze, jak pracuje sis, kiedy będą goście, bo dopiero byłoby ciekawie :) Szkoda tylko, że nie mogę jej przekonać do Rummikuba, ale ona za bardzo myśleć nie lubi :)

Mam w planach zakończyć chorowanie w weekend, mam nadzieję, że się uda, bo ileż można...

Pochowałam już totalnie wszystko, co świąteczne, bo jakoś nie mogłam się rozstać ze świątecznymi gadżetami..., ale już w tym roku kolejne święta...Rzecz jasna nic nie planuję, bo z moim życiowym szczęściem...

Teqiula ( znaczy się amstafek kochany) dostała "cieczkowe" majteczki i ma focha, co ona wyrabia...:)

Poza tym nie dzieje się nic.

Tydzień eksperymentu milczenia za mną.

czwartek, 16 stycznia 2014

Myślę, że nie stało się nic...

Nic się nie stało od wczoraj, ale post jest ( jaka jestem konsekwentna!!) .Wczoraj w nocy bolały mnie wszelkie mięśnie, o których istnieniu nawet nie wiedziałam. Nie lubię się tak czuć, zwłaszcza, że nie wiem, czy to siada potas, czy grypa dopada. Na wszelki wypadek zapodałam sobie sporą ilość potasu. Rano ciut lepiej, wychyliłam się z domu po zakupy spożywcze, ale czuję się mega słabo...

"Cud" skończyłam. Lubię taki absurd :) Jutro Picoult.

Z nowości- likwidują miejsce pracy mojej mamy, pracuje do końca lutego, potem zasiłek i starania o świadczenie przedemerytalne. Zabijemy się do tego czasu. Naprawdę. Kiedy mieszkałam z P. było między nami ok, kiedy jesteśmy razem na codzień...szkoda gadać...

Tydzień już udaje mi się nie kontaktować z P. On pewnie myśli, kiedy ja się przełąmię...Albo nie myśli...Też jest taka opcja, ale znaki życia daje( jak już pisałam "lajkami").

Na twarzy mam pełno wyprysków, straszną mam cerę, a do okresu daleko...Sis się śmieje, że w końcu zostanie chrzestną...No i co mam odpowiedzieć? Pewnie, że chciałabym, ale wiem,że nie...

Ps. Pierwszy raz od wielu lat grałam dziś z siostrą w chińczyka :) Taka mała przyjemność :)

środa, 15 stycznia 2014

Miało nie być..

Miało nie być tego postu, bo nic się nie dzieje, ale staram się konsekwentnie robić codziennie wpis, i wiem, że jak odpuszczę, to będzie klapa. To jest wpis o niczym.:)

Choruję sobie, dzień 1. Wychodzi mi brak czapki itp, spałam tak długo, że wstyd się przyznać, obudził mnie telefon od mamy.

Piję hektolitrami herbatę, sok malinowy. Apetyt uciekł.

Czytam. Przeczytałam dziś "Co z tym życiem" Rusin i jestem w połowie "Cudu" Karpowicza, porozwiązywałam trochę łamigłówek logicznych, zrobiłam porządek w lodówce i sił zabrakło.

Siostra przyszła, pogadałyśmy, napisała pracę do szkoły, psu włączyło się ADHD.

Ogólnie nudy, ale jak się kicha, prycha, to się nic nie chce.

Badania zrobię, jak wydobrzeję.

Zła trochę jestem, że jeszcze dwa miesiące do zabiegu...W październiku chcieli robić szybko, a z początkiem roku, gdy jeszcze kasa z NFZ jest, to im się nie spieszy, a mi trochę..jednak.., ale cóż zrobić.


wtorek, 14 stycznia 2014

Się dorobiłam..

Kataru się dorobiłam. Po tych kilku dniach straty wyglądają następująco- kilka siniaków, otarć, zadrapany dekolt i katar( coś mnie bierze, zimno, brr i kicham, prycham..), ale było wesoło, a pies wybawił się, jak nigdy :)
Nie myślałam za dużo, poświęcałam czas rodzinie i pieskowi. Teraz czekam, aż mamy siostra przyjedzie w ferie z moją chrześniaczką, będzie dużo ruchu, spacerów, poodwiedzamy rodzinkę, pojedziemy na plażę...Samej się nie chce...

Miałam robić jutro badania, ale w związku z kichaniem, chyba sobie odpuszczę, za to nie mogę doczekać się dnia spędzonego z książkami i dużą ilością gorącej herbaty :) Jeszcze, żeby mnie internet nie kusił, a tak zaglądam, sprawdzam, myślę..

Teraz opycham sie czekoladą, chyba łapie mnie depresja, bo rzadko mam takie napady na słodkie :)
Miłego wieczoru :*

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Czasozabijanie trwa

Dziś cudem jakimś spałam dłużej, niż sis i ona mnie obudziła pukaniem do drzwi :)
Spało mi się tak dobrze..
Po kawko-herbatkach poszłyśmy do weterynarza, ucierpiałyśmy my, pies nie :) Sis dostała w twarz, ja wyszłam z podrapanym dekoltem, ale astka ma obcięte pazurki. Pierwszy raz! Jestem wciąż pod wrażeniem weterynarza, ma rewelacyjne podejście do zwierzaków, naprawdę cudne. Poprzedni był niezbyt fajny, do tego psina sama chce chodzić :)

Zapisałam się do kolejnej biblioteki, korzystając z tego, że jest obok gab. weterynarza. Jest w dolnej części miasta, studenci jeszcze się do niej nie dorwali i można coś tam znaleźć. W tym tygodniu czytam więc Karpowicza "Cud", J.Picoult "Tam, gdzie Ty" i Rusin "Co z tym życiem". :)

Wróciłyśmy, śniadanko z obowiązkowym kefirkiem i dalej na miasto, polowanie w lumpkach. Niestety te w mojej dzielnicy albo wieją nudą, albo ceny są takie, jak w sieciówkach...Lipa

Obiadowo, niezdrowo, jak cholera, ale że non stop w ruchu, to pozwoliłyśmy sobie na kebab:P

Potem goście, czyli mój kuzyn z kumplem i tatą. Naśmiałam się, mięśnie brzucha pracowały:)

Spacerek z psiakiem, pranko i już odpoczynek:) Lubię tak aktywne dni, nie jestem sama, mam co robić, zabijam czas i myślenie o głupotach. A to jest bardzo potrzebne :)

Hm...Kuzyn dziś dopiero się dowiedział, że nie jestem z P., jakoś go to ominęło. Zapytał "pożarliście się??". Hm..nie, od pół roku nie jesteśmy razem, nie mieszkamy razem...Kumpel kuzyna stwierdził, że możemy wkręcić P.,że jesteśmy razem. :) A myślałam, że to kobiety zawsze kombinują :)


niedziela, 12 stycznia 2014

Weekend

Myślałam, że dziś nie wstanę, a jednak. Po wczesnym obiadku byłyśmy na cmentarzu, to spory spacer, jeśli ktoś kojarzy cmentarz Łostowicki- musiałam przejść cały, wiało strasznie...

Po powrocie byłyśmy na długim spacerku z psem, potem herbatka, ciacho, zabawa z psiakiem i znów bardzo długi spacer.

A teraz przyszła zima. Zawiało, zabieliło, nic nie widzę:) W razie czego nie marudzę, bo zapas herbaty i książek w domu jest.

Tęsknię za P., ale mam wrażenie, że poza pracą ( a ma jej na pewno od groma) flirtuje z nowo poznaną...Czas...Tak bardzo chcę, by mi pomógł.

Poza ciągłymi spacerami, nic się w weekend nie działo, ale jak mówi Amolko, takie spacery dużo dają...

sobota, 11 stycznia 2014

Nogi mi jutro odpadną

Przyjechała siostra mamy. A że ma ukryte ADHD :), to dziś z rana obskoczyłyśmy kilka sklepów, razem z sis i jej mężczyzną, potem szybki lunchyk, pojechałyśmy po moją mamę do pracy, a potem bardzo długi spacer z psem, szaleństwo na wybiegu, duuużo chodzenia, jutro z łóźka nie wstanę:)

A plan na jutro równie ambitny- cmentarz, a po południowej kawce plaża z pieskiem :)

A teraz wieczorny drink, Jejku jak dawno nie piłam drinka...:)

piątek, 10 stycznia 2014

Spokojnie

Nic się nie dzieje. Zrobiłam zakupy, umówiłam się na wizytę do internisty pod koniec miesiąca (muszę mieć zaświadczenie do zabiegu), kupiłam leki, zrobiłam naleśniki, pobawiłam się z psem. Nic więcej.

P. wyjechał. Trochę dziwnie już, nie pisać do siebie...,ale jakoś dam radę :P Najdziwniejsze jest uczucie, że zostałam sama, że mimo wszystko miałam w nim oparcie, mogłam sie wygadać, choćby ze swoich problemów z mamą, pojechać, przenocować..., a dziś pierwszy raz poczułam, że jestem sama, że nie wesprze, gdy będzie trzeba lub nie da kopa w tyłek na rozruch...Poczułam samotność, we wszystkim i tak mi z tym..niefajnie.

Miałam jutro jechać do schroniska, ale przyjeźdża siostra mamy, a mama w pracy. Nie chcę gości, chcę się gdzieś schować głęboko, niech mi ktoś da znak, kiedy wyjdzie słoneczko, dziś taki dzień..nie mój.

czwartek, 9 stycznia 2014

Decyzja

Doczekałam się. Zapadła decyzja. 21 marca trafię na stół operacyjny. Mój lekarz prowadzący stwierdził, że jesli chcę wrócić do normalnego funkcjonowania, to muszę poddać się zabiegowi, bo póki co "chodzę", ale o większej aktywności fizycznej nie ma mowy, ani o powrocie do normalnej pracy. Szef mojego lekarza trochę kręcił nosem, ale jednak termin jest.

Chodzenie do lekarzy jest bardzo męczące :) Wymaga nakładów ogromnej cierpliwości, również do innych pacjentów..Musiałam dziś ogarnąć pacjentów czekających do ortopedy, wzięłam listę i wszystkich "poustawiałam" :), ale inaczej się nie dało. Burdel na kółkach!!

W sobotę impreza w schronisku, nie ma spacerów z psiakami, ale może i tak podjadę.

P. jutro wyjeżdża. Zero kontaktów. Ciekawa jestem, czy to coś da, czy się choć trochę stęskni, poczuje mój brak, czy wystarczą mu nowe znajomości...Taak, ma na koncie jakieś spotkania...
A klucze do mieszkania jak miałam, tak mam. Dobrze, że odpocznę od tej sytuacji. Może nabiorę sama dystansu...Może czas zrobi swoje...może skończy się całkiem, a może znów zacznie. Tego nie wiem, ani ja, ani on...Czas...

Ps. pogoda zrobiła się paskudna, jesień w styczniu na całego. Jutro książki, herbatki i dobra muzyczka!!

środa, 8 stycznia 2014

Powtórka z rozrywki

Już wiem, skąd to moje dziwne samopoczucie wczoraj. Czułam się dziwnie, zawroty głowy z rana, potem mrowienie na twarzy lekkie, potem zdenerwowałam się, gdy P. mi napisał, że spadł z rusztowania, chyba wszystkie nerwy ostatniego czasu skumulowały się, bo miałam wczoraj...atak tężyczki.

Samo słowo wzbudza we mnie dreszcze, trzy ataki kończyły się wizytą na SOR-ze, kroplówkami, długotygodniowym pobytem w szpitalu, jeden atak udało mi się przetrwać samej i ten wczorajszy na szczęście też.

Miałam nadzieję, że z chwilą, gdy Prolia przestanie działać, tężyczka odejdzie w zapomnienie, ale widać natłok stresu robi swoje...Dziwnie musiało to wyglądać z boku, bo noc, ja rzecz jasna w piżamce, atak się zaczął, a ja póki sił, szukam rzeczy na wszelki wypadek, telefon obok, do tego duuużo wapnia, woda i kładę się. Mam ten odruch po najgorszym ataku, gdy byłam jedną stopą po drugiej stronie..., pozycja horyzontalna jest mimo wszystko najlepsza...

Jutro wizyta u ortopedów, kolejny stres, bo w końcu chyba podejmą jakieś decyzje. Czekam, z niepewnością, ale chcę już być ten krok do przodu...

Jeśli jeszcze raz usłyszę "już jest za późno", to chyba strzelę sobie, lub komuś w łeb, bezsprzecznie!

Trzymajcie jutro kciuki, proszę!

wtorek, 7 stycznia 2014

Spadek formy

Dzisiejszy dzień to spadek energii, nie wiem, co jest powodem...Ani większej chęci do czegokolwiek, ani apetytu, do tego pokręciło mi się w głowie i zemdliło...Nie lubię siebie takiej, czuję się wtedy bezproduktywna :(

Mimo gorszego dnia, wyłoniłam się z domu, poszłam z "siostrą", żeby podpisała umowę z OFE, popłaciłam rachunki i tyle...Marazm, zawiecha..

Wracając do soboty. Jestem pod wrażeniem schroniska, choć nie pojmuję, jak może pracować tam tak mała liczba osób na stałe, jakim problemem jest zorganizowanie kwoty na szkolenia behawioralne.., a tych psiaków...czterysta...serce ciężko to odczuło, mam nadzieję, że będę mogła chociaż pomóc w jakiś sposób. W sobotę impreza dla dzieciaków, przy dobrych wiatrach i ja tam będę :)




poniedziałek, 6 stycznia 2014

Skucha :0

I skusiłam, nie było wczoraj wpisu, ale miałam znów tak aktywny dzień... Najpierw byli goście, a potem ja pojechałam na nocowanko u przyjaciela ;) Mimo wszelkich "ale" zastanawiające jest, że po rozstaniu relacje się poprawiają na wielu płaszczyznach...
Było...bardzo miło, ale następne takie spotkanie dopiero po powrocie, ale mam dobrą wiadomość- przez dłuższy czas nie będę marudzić o wiadomym ...:) Tylko przez ćwierć roku może się tak wiele pozmieniać..

Tydzień zapowiada się z lekka przełomowy- decyzja ortopedów. A potem mam tyle rzeczy do zrobienia, czas się zająć czymś konkretnym i pożytecznym , trzeba uporządkować książki i lakiery, bo jedno i drugie przybywa mi w strasznym tempie i miejsca brak. Ach, jak mi się marzy domek, a w nim własna biblioteka, duużo regałów, fotel i stolik. Takie zacisze...


sobota, 4 stycznia 2014

Prezenty :)

Taki był dziś aktywny dzień i taka jestem padnięta, że zapomniałam o wpisie, jest więc nocny-prezentowy :)





kominek-sówka :)


"Chustka" i kominek to prezenty od mamy


Łamigłówki od "siostry"


" Lilou" od przyjaciela, znaczy się od "exa".

A teraz śmigam już spać, tzn. nie śmigam, powłóczę nogami..:)

piątek, 3 stycznia 2014

Akcja rejestracja :)

Gdzie mnie jeszcze dziś nie było? Najpierw pojechałam do UCK na wizytę do immunologa. Byłam w szoku, bo lekarz, do której chodzę od niedawna, nie przyjmowała dziś pacjentów, ale zapisała mnie i jeszcze jedną osobą specjalnie, poświęcając naprawdę trochę czasu dla nas. Jestem pod wrażeniem.  Niestety, najważniejszego wyniku nie było, więc czeka mnie powtórka z rozrywki.

Następnie chciałam zarejestrować się do hematologa, termin -2015 rok, ale miła (!) pani w rejestracji pokierowała mnie do Wojewódzkiego Centrum Onkologii, gdzie termin był na kwiecień..tego roku.

Badań nie zrobiłam, bo kolejka była taka, jakby całe Trójmiasto zjechało się dziś na badania.

Potem śniadanko- jakoś zaczęłam je celebrować :) Owszem, zjadam czasem je o takiej porze, że chyba nikt nie je tak późno śniadania, ale jest to czas dla mnie, nie w biegu, tylko spokojnie, jak kiedyś rzadko mi się zdarzało :) To,że jem je tak późno ma swoje zalety- brak kolacji :)

Dzisiejszy obiadek

Tak mnie naszło -warzywnie :)
Byłam też w jeszcze jednym szpitalu, gdzie podobno można się zarejestrować do endokrynologa jeszcze w tym roku, ale rejestruja dopiero 1 kwietnia, nie to nie Prima Aprilis :) Jeśli będę cierpliwie siedzieć tam cały dzień, to jest szansa, że razem z mamą odwiedzimy endokrynologa w lipcu.

Odebrałam też wynik TK, a za tydzień zapadnie decyzja, co dalej z moją nogą. Poza tym, że wg mnie na opisie jest jasno napisane, że nie ma zmian, to " załamanie kątowe kości udowej ok.158 stopni", jakoś mnie nie nastraja pozytywnie, ale...czas pokaże.

Miałam jechać dziś do ex, ale z racji Jego fochów i remontu, który chce zrobić w kilka dni, a jakoś nie udało mu się przez ponad rok, pojadę kiedy indziej. 

Miałam pokazać jeszcze prezenty bożonarodzeniowe, ale to może jutro, bo jakiś wpis mi w miarę długi wyszedł :) Nie śpicie? 

I jedyne postanowienie na Nowy Rok już trzeci dzień udaje mi się dotrzymać- codzienny wpis na blogu :)

czwartek, 2 stycznia 2014

"Łzy płyną, zmysły śpią"

Może niezbyt ambitnie, ale dziś za mną chodzą tylko słowa "mam dość, nie mów mi nic, pozwól żyć, pozwól mi być". Naprawdę, już na fb dałam upust swoim emocjom, nie chcę, nie mam sił!!

"Siostra" przeprosiła mnie i mamę za święta. Nie spodziewałam się tego.

W sobotę wybieram się do schroniska, może zostanę wolontariuszką, oczywiście wszystko uzależniam od "zdrowotnej" strony, ale to do końca przyszłego tygodnia powinno się wyjaśnić.

Ex był na randce. Ciekawe, kiedy ja wybiorę się na randkę...Za tydzień wyjeżdża. Będę spokojniejsza...chociaż tyle...i aż tyle.

Nasz kochany ast Tequila poszła dziś do toalety za potrzebą, może by ją tak nauczyć siadania na deskę? :)

Chcę codziennie robić wpis, mam nadzieję, że wytrwam w tym postanowieniu.

środa, 1 stycznia 2014

2014 - lepiej, żebyś się spisał! :P


Nie postanawiam, a dlaczego, to wiecie doskonale...Oby ten 2014 przyniósł nam wszystkim dużo szczęścia i łez,ale tylko ze wzruszenia. Byśmy miały siłę nieść na barkach każdy dzień i z uśmiechem mogły spoglądać w przyszłość :)