piątek, 10 stycznia 2014

Spokojnie

Nic się nie dzieje. Zrobiłam zakupy, umówiłam się na wizytę do internisty pod koniec miesiąca (muszę mieć zaświadczenie do zabiegu), kupiłam leki, zrobiłam naleśniki, pobawiłam się z psem. Nic więcej.

P. wyjechał. Trochę dziwnie już, nie pisać do siebie...,ale jakoś dam radę :P Najdziwniejsze jest uczucie, że zostałam sama, że mimo wszystko miałam w nim oparcie, mogłam sie wygadać, choćby ze swoich problemów z mamą, pojechać, przenocować..., a dziś pierwszy raz poczułam, że jestem sama, że nie wesprze, gdy będzie trzeba lub nie da kopa w tyłek na rozruch...Poczułam samotność, we wszystkim i tak mi z tym..niefajnie.

Miałam jutro jechać do schroniska, ale przyjeźdża siostra mamy, a mama w pracy. Nie chcę gości, chcę się gdzieś schować głęboko, niech mi ktoś da znak, kiedy wyjdzie słoneczko, dziś taki dzień..nie mój.

4 komentarze:

  1. Schronisko to zawsze jest dobry pomysł. Ja nawet jak mam gorszy dzień, szef mnie zirytuje, W. wkurzy, to kiedy idę na spacer z koniem (tak tak, też spacerują:), pogadam, posłucham jak parska, od razu zapominam, że było mi źle.

    OdpowiedzUsuń
  2. a na jak długo ten Twój P. wyjechał ?
    Twarda bądź ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja w bardzo podobny sposób "straciłam" K. ... ale być może dlatego,że na siłę chcieliśmy czegoś więcej, nie do końca wiedząc czego,a mieliśmy być tylko dobrymi kumplami ;/

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja wersja jest taka,że niepotrzebnie skończyliśmy w łóżku ... odnoszę wrażenie,że układ ja w Poznaniu-On w Tychach bardzo mu pasuje,że przyjeżdżam raz na jakiś czas, jest fajnie, miło, figo fago, ale później wracam do siebie i już ...
    przeżyłam to bardzo,bo byliśmy bardzo dobrymi, wieloletnimi kumplami i mogło tak zostać do dziś ... a tak ? nie ma nic ...

    OdpowiedzUsuń